Ostatni rozdział... Mam nadzieję, że będzie się podobał,jest dość długi i wiem, że długo na niego czekaliście więc postanowiłam że już dzisiaj go dodam. Przepraszam za błędy, które na pewno się pojawią, ale korektą zajmę się jutro. Miłego czytania wszystkim i dobranoc. ^,^
_______________________________________
Wyszedłem wkurzony z sali Avril. Czuje jak wszystkie moje
emocje kotłują się we mnie. Nie umiem sobie z nimi poradzić. Przejeżdżam ręką
po włosach i odwracam się w kierunku drzwi wyjściowych z tego szpitala. Nigdzie
nie widzę rodziców Avril ani Harrego. Co muszę przyznać trochę mnie nie pokoi.
Rozglądam się na wszystkie strony w poszukiwaniu ich, aż nagle nie wpadam na
kogoś. Odwracam swój wzrok na osobę na którą wpadłem. Przede mną stoi blond
włosa dziewczyna z niebieskimi oczami. Uśmiecha się do mnie niepewnie.
- Przepraszam, nie zauważyłem cię – mówię rozglądając się
jeszcze raz, czy nigdzie nie ma Harrego – nic ci nie jest? – spoglądam na nią,
na co dziewczyna uśmiecha się do mnie jeszcze szerzej. Nie podoba mi się to.
- Nie wszystko w porządku i to raczej ja powinnam przeprosić
– mówi i przejeżdża dłonią po włosach.
- Nie naprawdę to ja na ciebie wpadłem, ii w sumie to nie
wiem co zrobić, bo pierwszy raz jestem w takiej sytuacji – spoglądam na
szpitalną kawiarnię która jest obok, a potem znowu na dziewczynę – więc, może w
celu rekompensaty kupię ci coś do picia, albo jakieś ciastko? – dziewczyna
patrzy na mnie, a ja już wiem, że wpakowałem się w niezłe bagno. Ona sobie
myśli zapewne teraz, że jestem nią zainteresowany. Cholera Cameron, ty debilu!
- Mhm, tak myślę że to byłby dobry pomysł – uśmiecha się i
zaczyna kierować się w stronę szpitalnej kawiarenki. Debil, debil, debil! Jak ja mogłem się w takie coś wpakować?
Normalny człowiek, jakby takie coś się zdarzyło przeprosiłby i po prostu
poszedł dalej, ale oczywiście nie ja. Ja musiałem odjebać takie gówno. Gdy w
końcu docieramy do lady, spoglądam na nią pytający wzrokiem.
- Więc, czego chcesz się napić, albo zjeść? – pytam.
Spogląda na mnie uważnie, jakby oceniała na co może sobie pozwolić, a na co nie.
- Po prostu weź mi świeżo wyciskany sok z cytrusów – kiwam
głową na znak, że zrozumiałem i poszedłem do lady złożyć zamówienie. Gdy się
odwróciłem dziewczyny nie było na miejscu w którym ją zostawiłem, zamiast tego
siedziała przy stoliku, który stał w samym koncie sali. Cholera jasna, nie podoba mi się to. Podszedłem niezadowolony do stolika i
postawiłem przed dziewczyną sok, który chciała. Spojrzała na mnie i znowu się
uśmiechnęła. Co zabawne, cały czas się uśmiecha i nawet nie zwróciła uwagi, że
ani jednego jej uśmiechu nie odwzajemniłem.
- Więc, jak masz na imię? – pyta w końcu. Naglę zdałem sobie
sprawę, że przez jakiś czas siedzieliśmy w całkowitej ciszy. Co mi nie
przeszkadzało, ale najwidoczniej jej tak.
- Cameron – na tym zakończył bym już dalszą konwersację z
nią, ale jako, że mama uczyła mnie żeby być zawsze, no dobra, prawie zawsze
miły zapytałem ją o to samo.
- Chelsea – podaje mi dłoń, odwzajemniam jej uścisk.
- Miło mi poznać Chelsea – najchętniej już bym stąd wyszedł,
ale wiem że będzie to bardzo niegrzeczne.
- Więc, może powiesz mi coś o sobie – chcę stąd wyjść, niech
mnie ktoś uratuje, proszę.
- A co dokładnie chciałabyś wiedzieć? – pytam, mam nadzieje
że w moim głosie słychać, że nie jestem zainteresowany rozmową z nią.
- No nie wiem, moż…- przerywa w pół słowa, bo moja komórka
daje znać, że przyszła do mnie wiadomość. Spoglądam na nią.
- Przepraszam – mówię – to może być coś ważnego – wyciągam
telefon i spoglądam na ekran. Mam wiadomość od Harrego. Moje serce zaczyna
szybciej bić, czyżby coś z Avril?
- Jasne, nie ma sprawy – odpowiada Chelsea, ale ja w ogóle
nie zwracam na nią uwagi. Wyświetlam wiadomość od Harrego.
Od: Harry
Do: Cameron
„Gdzie ty jesteś? Jesteś jeszcze w szpitalu?”
Nie wiem, czy coś się stało Avril, czy może Harry chcę się
ze mną spotkać po prostu bez powodu, ale to jest świetna okazja, aby wywinąć
się stąd. Spoglądam na dziewczynę, która siedzi przede mną i piję napój przez
słomkę w ogóle nie zwracając na mnie uwagi. Siedzę chwilę i przyglądam się jej
starając się przypomnieć jak miała na imię Chesea, Chema… Jebać to i tak
prawdopodobnie nigdy się już nie spotkamy. Podnoszę się ze swojego miejsca, na
co dziewczyna spogląda na mnie zdezorientowana.
- Przepraszam cię bardzo, ale muszę już iść – widzę
zawiedzenie w jej oczach.
- Och, no dobrze – zaczyna się kręcić, wyciągam do niej dłoń
na co ona odwzajemnia mój uścisk.
- Jeszcze raz miło było cię poznać – mówię i odwracam się do
niej plecami z zamiarem wyjścia.
- Czekaj! – słyszę jeszcze za nim dochodzę do drzwi,
odwracam się do niej. Próbuje nie pokazać jej tego jak bardzo mnie ona wkurza i
z tego co widzę jak na razie świetnie mi
idzie.
- Tak? – pytam przez zaciśnięte zęby – Coś się stało?
- Proszę – podaje mi serwetkę na której jest zapisany jej
numer telefonu – zadzwoń kiedyś – mówi i znowu się uśmiecha. Biorę od niej tę
serwetkę i przyglądam się jej przez chwilę.
- Och, jasne, na pewno kiedyś zadzwonię – na pewno nie zadzwonię – a teraz
przepraszam, ale naprawdę muszę już iść.
- Jasne, jasne, rozumiem. Idź, już cię nie zatrzymuje – mówi
i macha mi przy okazji uśmiechając się, próbuje odwzajemnić jej uśmiech, lecz
czuje że zamiast tego wyszedł mi jakiś grymas.
Gdy znajduję się już na korytarzu i jestem w takim miejscu,
że ta dziewczyna mnie nie zauważy, wyrzucam serwetkę na której jest jej numer,
przy okazji wybieram numer do Harrego. Nie muszę długo czekać aż odbierze.
-Halo?
- Coś się stało? Coś z
Avril? – pytam od razu kiedy słyszę jego głos.
- Nie, po prostu
chciałem wiedzieć czy jesteś jeszcze w szpitalu – jego głos jest zmęczony.
- Zaraz będę na górze
chcę jeszcze zobaczyć Avril – przyciskam guzik, aby przywołać windę.
- Stary, jedź do domu,
odpocznij i przyjedź jutro.
- Co? – pytam- Czemu?
- Nie zobaczysz się
już dzisiaj z nią. Zabrali ją przed chwilą na jakieś badania i z tego co mówił
lekarz, będzie można się z nią zobaczyć dopiero jutro – wyjaśnia.
- Och, no dobrze, a
więc do jutra ziom. Trzymaj się jakoś.
- Taa, ty też – mówi i
się rozłącza.
&
W domu nie mogę sobie znaleźć miejsca, ciągle chodzę z
jednego kąta w drugi. Mój stan psychiczny jest rozjebany, pękł chyba na
wszystkie kawałeczki i nie chcę się pozbierać. Schodzę na dół do kuchni w
której znajduję się Taylor, spogląda na mnie badawczo jakby oceniała w jakim
jestem stanie. A w jakim jestem? W strasznym jestem. Taylor nic nie mówi i po
prostu podchodzi do mnie przytulając się. Nie wytrzymuje i po prostu zaczynam
płakać. Wszystkie moje emocje wychodzą na światło dzienne. Zbyt długo starałem
się je dzisiaj tłumić.
Siedzę w pokoju, na parapecie i spoglądam na okno od pokoju
Avril. Ciekawe co by teraz robiła gdyby była w domu? Czy przyszłaby do mnie?
Czy pogodzilibyśmy się? Czy byłaby szczęśliwa? Czy płakałaby? Mam dość na
dzisiaj. Schodzę z parapetu i kieruje się w stronę swojego łóżka. Wiem, że nie zasnę ale mam pierdoloną
nadzieję że uda mi się to w końcu zrobić.
&
Tak, w nocy nie zmrużyłem oka ani na minutę. Prawdopodobnie
teraz wyglądam jak siedem nieszczęść, ale mam to w dupie. Schodzę na dół, gdzie
spotykam się ze zmartwiony wzrokiem Taylor i Jacka. Nie wiedziałem, że jest u
nas. Kiwam mu głową na przywitanie się z nim, odwzajemnia mi tym samym. Wchodzę
do kuchni i biorę jabłko przy okazji spoglądając na Taylor.
- Nie patrz się na mnie jakbym miał dwie głowy – to są moje
pierwsze słowa kierowane do niej od wczorajszego popołudnia. Widzę lekki szok
na jej twarzy, ale widzę również cień uśmiechu.
- Okej – mówi i mija mnie, przy okazji klepiąc mnie przelotnie po ramieniu – uważaj
na siebie – mówi i znika w głębi korytarza a za nią Jack. Zabieram telefon ze
sobą i wychodzę z domu idąc w kierunku mojego samochodu.
W piętnaście minut później jestem pod szpitalem. Jak zwykle
o tak wczesnej porze trudno znaleźć miejsce do zaparkowania, jednak gdy w końcu
mi się to udaje parkuje czym prędzej i szybkim ruchem kieruje się w stronę
szpitala. W holu mijam tę upierdliwą kobietę co wczoraj nie chciała mi
powiedzieć w jakiej sali leży Avril. Patrzy na mnie podejrzliwym wzrokiem,
kiedy ją mijam nawet się z nią nie witając. Przy windzie stoi Harry przez samą
jego postawę widzę, że jest zmęczony, jakby nie przespał kilku dni. Sam jego
widok mógłby komuś popsuć humor, albo wzbudzić litość. Choć wiem, że nie chcę
wzbudzać w ludziach takich emocji, tak niestety jest. Podchodzę do niego i bez
słowa staję obok niego. Spogląda na mnie kątem oka, wyprostował się spojrzał na
drzwi windy i wypuścił powietrzę, jakby cały czas je wstrzymywał.
- Cześć
- Cześć – odpowiedziałem mu przy okazji spoglądając na niego
przez chwilę. W tym samym momencie winda zatrzymała się i zaczęli z niej
wysiadać ludzie. Gdy do niej weszliśmy byliśmy sami.
- Wracam do Polski – Harry odezwał się kiedy winda ruszyła.
Spojrzałem na niego zaskoczony.
- Jak to wracasz do Polski? – to są jakieś jaja, prawda? On
teraz nie wyjedzie, nie zostawi mnie a tym bardziej Avril w takim stanie.
Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
-Uwierz mi ja też tego nie pojmuje.
-Więc, co? Wyjedziesz sobie zostawiając Avril i swoich
rodziców w takim stanie? – spytałem nawet na niego nie patrząc.
- Wczoraj dostałem e-mail o ważnym egzaminie który mam za
dwa tygodnie z początku chciałem to olać i zostać tutaj do momentu aż Avril się
nie obudzi – winda zatrzymała się. Wysiedliśmy z niej i zaczęliśmy się kierować
do odpowiedniej sali.
- Więc co zmieniło twoje zdanie?
- Raczej kto – odparł – rodzice. Jak tylko dowiedzieli się
że mam egzaminy kazali mi jechać. Zapewnili mnie że wszystkim się tu zajmą i
nie mam się czym przejmować.
- I to cię przekonało do wyjazdu? – spytałem przyglądając
się młodej pielęgniarce, która minęła nas z uśmiechem który miał być chyba
atrakcyjny.
- Uwierz mi, że nie. Musieli mnie bardzo długo przekonywać
do tego i myślałem o tym chyba całą noc, co mam wrażenie, że można zauważyć –
zaśmiał się bez grama wesołości.
- Masz rację, widać że o tym myślałeś. Wyglądasz strasznie,
stary – poklepałem go po ramieniu. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami do sali
Avril. – To kiedy wyjeżdżasz?
- Jutro po południu – spojrzałem na niego uważnie.
- Dlaczego tak szybko? Przecież powiedziałeś że egzamin masz
dopiero za dwa tygodnie – musiałem zrobić krok w tył kiedy pielęgniarki pchały
łóżko z chorym po korytarzu.
- Rodzice – powiedział, a ja już rozumiałem. Jego rodzice
każą mu jechać wcześniej, żeby mógł się skupić na nauce i przygotowaniu się do
tego egzaminu. Z jednej strony ich rozumiem, nie chcą aby ich syn zaprzepaścił
to wszystko co do tej pory zdobył, ale oni też powinni zrozumieć go. To, że nie
chcę zostawić swojej siostry. Ale co ja mogę zrobić? Nic. Decyzję już podjęli a
ja nie chcę się mieszać w ich sprawy rodzinę, chociaż czasami mam taką ochotę.
- Rozumiem – wypuściłem powietrzę ze świstem i spojrzałem na
drzwi od sali i na Harrego. Chyba zrozumiał bo od razu pokiwał przecząco głową.
- Idź pierwszy, ja muszę iść poszukać rodziców – pokiwałem
głową nic nie odpowiedziawszy i po cichu wszedłem do sali. Mimo iż wiem że mnie
nie usłyszy ani się naglę nie obudzi gdy zrobię głośniejszy dźwięk ja chciałem
zachować ciszę która tutaj panowała.
&
Do domu wróciłem w porze kolacji. Rodziców nie było w domu
jak się później dowiedziałem, poszli do jakiś znajomych. Czyli prawdopodobnie nie będzie ich całą noc. Usiadłem na kanapie w
salonie obok Taylor. Od razu zamknąłem oczy gdy moja głowa zetknęła się z
miękką poduszką. Taylor spojrzała na mnie uważnie.
- Jak się czujesz? – spojrzałem na nią jednym okiem.
- Poważnie Taylor, poważnie? – potarłem ręką czoło.
- Dobra wiem, ale chciałam jakoś zacząć z tobą rozmawiać –
wyjaśniła.
- To mogłaś mnie spytać, nie wiem o pogodę na przykład –
brew nad jej okiem uniosła się, patrzyła na mnie uważnie, a ja poczułem się jak
pięcioletnie dziecko które coś przeskrobało.
- Okej – zaczęła – a więc jaka dzisiaj pogoda?
- Beznadziejnie, czuje się beznadziejnie.
- Powiedz mi coś czego nie wiem Cameron. – Spojrzałem na nią
zaskoczony. – No co? Sam twój wygląd to pokazuje. – Potarłem dłonią oczy.
- Dzięki, wiesz jak pocieszyć ludzi.
- Polecam się na przyszłość –wstała i wyszła z salonu.
Spojrzałem za nią zaskoczony jej reakcją, po chwili jednak zrozumiałem dlaczego
wyszła. Poszła do kuchni wzięła dwie butelki piwa i wróciła z nimi do salonu.
Podała mi jedną i przysiadła się koło mnie na kanapie.
- Harry jutro wraca do Polski – wypaliłem naglę na co Taylor
zachłysnęła się piwem. Ogarnął ją nagły kaszel.
- Co? – udało jej się wydusić pomiędzy odkaszlnięciami.
- To co słyszałaś – odparłem i pociągnąłem z butelki wielki
łyk piwa.
- Ale jak to? Dlaczego? Nie zostanie tu do czasu, aż…
- Nie – odparłem szybko – wczoraj dostał e-mail, że za dwa
tygodnie ma ważny egzamin czy coś, jego rodzice się dowiedzieli i kazali mu
jechać. Tak więc, jedzie – ostatnie zdanie dodałem ciszej. Taylor siedział
przez chwilę w ciszy po czym spojrzała na mnie uważnie.
- Dasz sobie radę?
- Mam nadzieję – odpowiedziałem i odpłynąłem myślami gdzieś
daleko. Nie wiem ile tak fruwałem
myślami w swoim świecie, ale zostałem wybudzony z tego stanu przez
szturchnięcie w bok. Spojrzałem zdezorientowany na Taylor, ona wskazała na
kieszeń w moich spodniach.
- Telefon ci dzwoni – jej słowa docierały do mnie jakby z
kilkusekundowym opóźnieniem. Kiedy pojąłem co miała na myśli szybko odstawiłem
butelkę piwa na stół i sięgnąłem do kieszeni po telefon. W duchu modliłem się żeby
to nie była żadna informacja, że stan Avril się pogorszył. Odczułem pewną ulgę
kiedy zobaczyłem że dzwoni Matt.
- Tak? – spytałem.
- Hej ziomuś –
powiedział Matt. Głos miał normalny, ani za wesoły ani za smutny. Każdy myśli
że Matt się ciągle uśmiecha i nigdy nie ma gorszych dni. Nic bardziej mylnego.
Jednak mogę stwierdzić, że teraz nie miał ani dobrego ani złego dnia, jego
dzień był normalny. Tak mogę to stwierdzić słysząc tylko jego głos.
- Co tam?
- Idziemy na imprezę –
powiedział, nie spytał się mnie, tylko to oznajmił.
- Och, to fajnie –
powiedziałem – miłej zabawy – nie bardzo wiedziałem jak ma się w takiej
sytuacji zachować.
- Nie stary, źle
zrozumiałeś. My idziemy, ja, ty i Nash, spokojnie impreza nie jest dzisiaj, ale
jutro o 20 – przetrawiłem to co powiedział.
- Przepraszam Matt,
ale nie mogę – znowu zostałem dźgnięty w bok. Spojrzałem zdezorientowany na
Taylor, ta tylko pokręciła głową i zabrała mi telefon.
- Hej Matt –
powiedziała, próbowałem zabrać jej telefon, lecz z marnym skutkiem – nie
przejmuj się tym co Cameron powiedział, oczywiście pójdzie. Tak ciebie też miło
było usłyszeć. Pa. – Rozłączyła się.
Patrzyłem na nią wściekłym wzrokiem.
- No co? – spytała, jakby naprawdę nie wiedziała co zrobiła.
- Nie pójdę tam – oświadczyłem.
- Oczywiście, pójdziesz – odparła ze spokojem. Spojrzałem na
nią zdumiony.
- Chcesz żebym poszedł na imprezę, kiedy Avril leży w
szpitalu i walczy o życie? – spytałem z niedowierzeniem.
- Tak – jej odpowiedź mną wstrząsnęła.
- Co? – udało mi się wyjąkać.
- Chcę abyś poszedł na tą imprezę.
- Dlaczego? – przyglądam się uważnie jej spokojnej twarzy.
- Ponieważ musisz odreagować Cameron, a teraz cię
przepraszam, ale pójdę już do siebie – powiedziała i tak po prostu wyszła z
pokoju, zostawiając mnie z mieszanymi uczuciami.
& (dzień później)
- Zajmiesz się wszystkim kiedy mnie nie będzie, prawda? Mogę
na ciebie liczyć Cameron? – Harry przygląda mi się uważnie, w jego oczach widzę
prośbę. Wiem, że nie chcę jechać i szczerze powiedziawszy też wolałbym, żeby
został, no ale decyzja już została podjęta. Jedyne co mogę zrobić to się na nią
zgodzić.
- Jasne – powiedziałem i wróciłem do przyglądania się
przypadkowym ludziom.
- Ale…
- Spokojnie Harry – przerwałem mu, bo chyba wiem co chciał
powiedzieć – wszystkim się zajmę, obiecuje. Jak będzie się coś działo to do
ciebie zadzwonię i cię o tym poinformuje – przygląda mi się uważnie jakby
sprawdzał czy mówię prawdę.
- Okej – wypuścił powietrzę z płuc i wstał z swojego
miejsca, bo akurat zaczęli zapowiadać jego samolot. Podniosłem się również i
stanąłem obok niego. – Postaram się jak
najszybciej wrócić – powiedział na co kiwnąłem tylko głową. Pożegnaliśmy się
typowo męskim uściskiem i każdy poszedł w swoją stronę.
&
Targają mną różne emocję. A zwłaszcza jestem wkurzony. Na
Taylor i na to, że to ona mnie wkopała w to gówno. Mogę ją zabić? Rozglądam się
po klubie w którym obecnie się znajduje. Wszędzie pełno ludzi, dziewczyny
chodzą między stolikami prawie rozebrane, a faceci patrzą na nie i prawie im
ślina z ust cieknie. Chyba na dłużej zatrzymałem wzrok na prawie gołej
dziewczynie bo uśmiechnęła się do mnie i puściła mi oczko na co zrobiło mi się
nie dobrze. Odwróciłem od niej wzrok i pociągnąłem długi łyk piwa z butelki.
- Trochę więcej uśmiechu – Matt zarzucił na moje ramię swoją
rękę i wyszczerzył do mnie swoje zęby. Spojrzałem na niego morderczym wzrokiem.
– No co? – spytał nie rozumiejąc chyba mojej postawy.
- Dobrze wiesz, że nie chcę tu być, więc nie każ mi kurwa się uśmiechać – wysyczałem do niego, jednak
zrobiłem to na tyle głośno aby mnie usłyszał.
- Jak chcesz – odparł i wzruszył ramionami. – Chcesz coś do
picia? – pokręciłem głową na „nie”. Matt odwrócił się do barmana i poprosił go
o jeszcze jedno piwo. Sprawdzałem akurat coś na telefonie kiedy usłyszałem
swoje imię.
- Cameron, prawda? – podniosłem wzrok na dziewczynę która
stała przede mną. Przyglądałem się jej uważnie, próbując sobie przypomnieć skąd
ją kojarzę. Aż w końcu mnie olśniło. Szpital.
- Och, hej… - zająknąłem się, dziewczyna chyba zrozumiała.
- Chelsea – powiedziała.
- Właśnie… Chelsea – powtórzyłem po niej. Czułem jak Matt
przygląda się całej tej sytuacji rozbawiony.
- Z tego co pamiętam miałeś zadzwonić – podjęła temat
dziewczyna. Cholera, miałem nadzieję, że jak zauważy że nie pamiętam jak się
nazywa to zrozumie i da mi spokój, jak widać nie.
- Przepraszam, w ostatnie dni byłem bardzo zajęty –
powiedziałem, chociaż w ogóle nie było mi przykro.
- Spokojnie, rozumiem – powiedziała i uśmiechnęła się
delikatnie. Nastała cisza. Dosyć krępująca.
- Cześć jestem Matt, najlepszy przyjaciel Camerona –
spojrzałem na Matta jak wyciąga do niej rękę. Dziewczyna spojrzała na mnie nie
pewnie, jednak ja w ogóle nie zareagowałem.
- Hej, miło mi cię poznać Chelsea jestem – Matt pocałował ją
w wierzch dłoni, na co dziewczyna się lekko speszyła.
- Cameron nic nie wspominał że poznał ostatnio tak piękną
dziewczynę jak ty – no tak. Matt zaczął ten swój podryw, muszę go stąd jakąś
zabrać, bo to się może źle skończyć. Chelsea jak usłyszała to co powiedział
Matt spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. Odwróciłem wzrok, udałem że dostałem
jakąś pilną wiadomość którą muszę odczytać, aż wpadłem na pomysł. Spojrzałem na
ekran telefonu, potem na Matta i podszedłem do niego, zarzucając mu rękę na
ramię.
- Stary, musimy iść. Nash napisał, że czeka na nas przed
wejściem – spojrzał na mnie uważnie, ale nic nie powiedział. Pokiwał tylko
głową i zwrócił się do Chelsey.
- Tak wię, miło było cię poznać Chelsea. Mam nadzieję że
jeszcze się zobaczymy. Może wymienimy się numerami? Myślę że tak będzie łatwiej
kiedy będziesz się chciała na przykład skontaktować z tym gościem a on nie
będzie odbierał, czy coś – dziewczyna zgodziła się na jego propozycję na co ja
parsknąłem cicho pod nosem. Kiedy mieliśmy już za sobą ich wymienianie się
numerami, złapałem Matta za kołnierz jego koszulki i zacząłem ciągnąć za sobą.
- Na razie Chelsea – rzuciłem do niej nawet się nie
oglądając za siebie.
- Paa Chelsea – krzyknął Matt i zaczął do niej machać.
Kiedy znaleźliśmy się na świeżym powietrzu Matt zaczął się
rozglądać wszędzie w poszukiwaniu Nasha, kiedy nigdzie go nie znalazł odwrócił
się do mnie z wściekłą miną i zaczął mi grozić palcem.
- Ty! – powiedział podchodząc do mnie.
- Co? – odparłem niezbyt zainteresowany jego zachowaniem.
- Zrobiłeś to specjalnie, prawda?
- Tak – oparłem się o ścianę i spojrzałem na niego.
- Dlaczego? – drążył temat.
- Bo miałem taki kaprys. Wystarczy? – już chciał coś dodać,
kiedy nagle usłyszeliśmy głos Nsha.
- Chłopaki? – zapytał i podszedł do nas bliżej. – Co wy tu
robicie?
- Za długo opowiadać, a ty? Co tutaj robisz? – wtrąciłem się
Mattowi bo widziałem jak już chciał coś powiedzieć.
- Wyszedłem się przewietrzyć – spojrzał na Matta, bo ten
zaczął podskakiwać w miejscu.
- Do Camerona podeszła taakaa ładna dziewczyna – zaczęło się
– i powiedziała, że ma nawet jej numer a on do niej nie zadzwonił. Rozumiesz?
Nie zadzwonił. Jak nie chciał się z nią umawiać, ani nic to mógł nie brać jej
numeru, albo powiedzieć, że ma przystojnego przyjaciela. – Zapadła chwila
ciszy, po czym Matt znowu odwrócił się do Nasha. – Oczywiście mnie – dodał.
- Dlatego wyrzuciłem jej numer. – Wzdycham. – Ale nie ważne,
wracam do domu, a wy róbcie sobie co
chcecie – mijam ich i podnoszę rękę „machając” im, w ogóle na nich nie spoglądając.
& (dwa dni później)
Wiecie jak to jest kiedy traci się bliską osobę?
Prawdopodobnie część z was tak a druga część nie. Czuje się w tedy tak potworny
ból, że nie da się nawet opisać tego słowami i właśnie w tej chwili ja się tak
czuje. Wstając dzisiaj z łóżka nawet nie pomyślałem że będę przeżywać to co
przeżywam teraz, a co przeżywam?
Siedzę na krześle w poczekalni szpitalnej. Rodzice Avril
zadzwonili do mnie i powiedzieli że stan Avril się pogorszył, doszło do
jakiegoś krwotoku wewnętrznego i lekarze musieli ją od razu operować. A
najgorsze jest to, że kiedy matka Avril zapytała lekarza czy jej córka
przeżyję, on westchnął i powiedział że nie wie. To jest chyba najgorsza rzecz
którą możecie usłyszeć od lekarza. Uwierzcie mi.
Chciałbym żebyście nigdy tego nie doświadczyli, ale
jest to nie możliwe. W końcu każdy ma zapisane ile będzie żył. Patrząc na to
jesteśmy jak produkty, które mają swoją datę ważności i gdy ta data mija
jesteśmy już po prostu nie zdatni do dalszego użytku. Tak więc powinniśmy
korzystać z życia, spełniać swoje marzenia i żyć chwilą bo one tworzą
najpiękniejszewspomnienia. Żałuję że z Avril mam tak mało pięknych
wspomnień. Co teraz robię? Płaczę. Jestem takim beznadziejnym i żałosnym
człowiekiem. Drzwi od sali operacyjnej się otwierają. Przez nie wychodzi
lekarz, ściąga maskę z twarzy i spogląda to na mnie, to na rodziców Avril,
uśmiecha się niepewnie. Matka mojego aniołka podnosi się od razu i podbiega do
lekarza.
- Co z moją dziewczynką? Co z moją córką? – płaczę. Lekarz kładzie
dłoń na jej ramieniu i delikatnie ją klępie.
- Robiliśmy wszystko co mogliśmy – gdy to słyszę kolory z
mojej twarzy odpływają, świat zaczyna się kręcić – było ciężko i pierwsze 24
godziny na pewno nie będą należeć do najłatwiejszych. Właśnie w tej chwili
pielęgniarki przewożą państwa córkę na OIOM – biorę głęboki wdech i zachłystuje
się powietrzem. Zaczynam kaszleć na co lekarz spogląda na mnie ale nic nie
mówi. Gdy już odchodzi wołam za nim i podbiegam do niego.
- Proszę mi powiedzieć jaka jest szansa że moja dziewczyna
się obudzi? – lekarz patrzy na mnie uważnie. Wzdycha.
- Wiem, że to co powiem, może być nie na miejscu, albo
raczej na pewno będzie, ale… Ale radził bym ci się z nią już zacząć żegnać,
albo o niej zapomnieć. Wiem, że możesz teraz tego nie rozumieć, ale taka jest
prawda. Avril ma 5% szans na to, że się obudzi. – mówi to klepie mnie po
ramieniu i odchodzi. Zjeżdżam po ścianie w dół. „Kurwa to nie możliwe, nie,
nie,nie! Jeszcze ci kurwa pokażemy doktorku, ona się obudzi ja to wiem!”
&
- Cmeron! Wyjdź z tego pokoju – znowu Taylor. Znowu próbuje
mnie wyciągnąć i znowu jej się to nie uda.
-Odejdź Taylor! – odkrzykuje.
- Cholera Cameron! Albo cały dzień siedzisz w tym pokoju
albo jesteś cały czas w szpitalu! Tak nie można. Musisz gdzieś wyjść.
- Wcale nie.
- Właśnie tak i albo otworzysz, albo sama je jakoś otworze!
– odkrzykuje. – Ach, właśnie. Chłopaki do ciebie idę, za chwilę będą, radzę ci
się przyszykować. – Kurwa. Nienawidzę tego kiedy każdy na siłę, próbuje ci
pomóc. Nie prosiłem ich o to, więc niech się kurwa odjebią ode mnie.
-Cameron, cioto! Otwieraj te drzwi – Matt wali do mojego
pokoju. Oni nie dadzą mi spokoju, więc lepiej jak je już otworze. Podchodzę do
drzwi, przekręcam klucz w zamku i wracam na fotel. Kładę na kolana laptopa i
wracam do przeglądania najnowszych informacji. Drzwi niemal od razu otwierają
się na oścież i wpadają do pokoju Matt z Nashem. Spoglądają na mnie od góry w
dół jakby oceniali w jakiej jestem formie psychicznej, a prawda jest taka, że w
kiepskiej, ale świetnie nauczyłem się to maskować.
- Co was do mnie sprowadza? – odzywam się pierwszy. Nikt mi
nie odpowiada zamiast tego, chłopaki kiwają do siebie głowami. Nie wiem o co
chodzi.
- Ubieraj się – moje pytanie zostało zignorowane. Powinienem
się już do tego przyzwyczaić.
- Dlaczego? – pytam.
- Ubierz się po prostu i chodź z nami – spoglądam na nich
nie pewnie, ale w końcu się poddaje i robię to co mówią, nie mam siły aby się z
nimi kłócić.
Wsiadamy do samochodu Nasha i jedziemy gdzieś, nie wiem
gdzie. Chłopaki nic nie mówią od momentu kiedy wyszliśmy z mojego domu.
Spoglądam na nich kiedy zatrzymujemy się koło kawiarni, niedaleko skateparku w
którym uczyłem Avril jeździć na deskorolce. Na to wspomnienie na mojej twarzy
pojawia się cień uśmiechu.
- Po co tu jesteśmy? – pytam. Chłopaki spoglądają na siebie
niepewnie. Oni coś zrobili ja to wiem.
- No bo… - zaczyna Matt.
- Masz randkę – kończy na niego Nash. Patrzę na nich jak na
idiotów.
- Co mam? – pytam. To jakiś kawał, prawda?
- Umówiliśmy cię na randkę z tą dziewczyną ze szpitala z
Chelsea. Pamiętasz ją prawda – kiwam głową.
- Nie idę. – Mówię i odwracam się do nich z zamiarem
wrócenie do domu. Matt łapię mnie za ramię i odwraca w swoją stronę.
- Proszę cię, tylko jedno spotkanie – mówi.
- Dlaczego wy kurwa chcecie na siłę mnie uszczęśliwić? – Pytam
i patrzę na nich z mordem w oczach.
- Bo nie chcemy widzieć jak się staczasz – mówi Nash.
- I to według ciebie pomoże mi się nie stoczyć? – odwracam
się do niego.
- Tak, według mnie tak. Musisz być pośród ludzi, a nie
zamykasz się w domu – odpowiada.
- Jestem w śród ludzi, cały czas! – odkrzykuje.
- Proszę cię – drwi Nash. – W domu nie wychodzisz ze swojego
pokoju, a w szpitalu się do nikogo nie odzywasz. – Nic nie odpowiadam tylko
patrzę na niego z mordem w oczach. – Tylko jedno spotkanie, nie będziesz chciał
się więcej z nią spotkać to nie będziemy naciskać – mówi.
- Dobra! – odpowiadam. – Jedno spotkanie nic więcej. –
odwracam się do nich plecami i kieruje się w stronę kawiarni.
&
Znacie to uczucie gdy ktoś was próbuje na siłę uszczęśliwić?
Kiepskie uczucie, prawda? Chyba nie muszę wam tego tłumaczyć jak poszła randka?
Bo poszła źle. Co prawda ta Chelsea jest naprawdę miłą dziewczyną ale nie dla
mnie. Niestety ale jakimś cudem Chelsea zna się z Taylor i coś czuje że tak
szybko nie pozbędę się tej dziewczyny.
Wchodzę do szpitala i od razu kieruję na piętro na którym
znajdują się salę szpitalne. Przed salą Avril siedzi jej matka. Spoglądam to na
drzwi to na kobietę, kiedy zauważam że w sali, obok łóżka Avril siedzi jej
ojciec. Postanawiam usiąść obok zgarbionej kobiety, która chyba nie zauważyła
mojej osoby. Siadam na siedzeniu obok niej.
- Myślisz że się obudzi? – słyszę. Nie podniosła na mnie
wzroku, dalej siedzi zgarbiona i patrzy na jakiś punkt na ziemi.
- Tak – odpowiadam krótko.
- A ja pomału zaczynam wątpić – mówi.
- Nie może pani tego zrobić – spoglądam na kobietę, która co
jakiś czas pociera swój czerwony nos chusteczką.
- Nawet lekarze nie dają jej szans.
- Ale pani wiara może ją uzdrowić, wierzę że ona czuję naszą
obecność i wie że jesteśmy tu z nią i modlimy się żeby do nas wróciła – kobieta
podnosi na mnie wzrok i delikatnie się uśmiecha, po jej policzkach spływają łzy.
Łapie mnie za dłoń i ściska.
- Dziękuje że jesteś tu dla niej…dla nas.
*
Wchodzę niepewnie do sali i siadam tuż przy jej łóżku. Łapię
ją za dłoń i delikatnie całuje. Przyglądam się jej spokojnej twarzy. Wygląda
jakby spała a nie walczyła o życie. Ta sytuacja pokazała mi jak krawędź między
życiem a śmiercią jest bardzo cienka. Avril w tym momencie zwisa z krawędzi i
to jest jej osobista walka czy będzie tak silna i się podźwignie czy puści
krawędź i spadnie w przepaść. Po moich policzkach spływają łzy.
- Kocham Cię Avril – nachylam się i składam na jej ustach
motyli pocałunek, odsuwam się trochę od jej twarzy, moja łza skapnęła na jej
policzek, wycieram go palcem. – Walcz dla mnie słonko. Nie możesz mnie opuścić.
Jesteś moim aniołkiem, a co ja zrobię bez swojego aniołka? – wybucham płaczem.