~~ Nie sprawdzany.
Miłego czytania. ~~
________________________________________________________________________
Obudziłam się o 5 rano. Tak naprawdę to nie wiem, co mnie
zbudziło, ale wiem jedno. Jestem niewyspana.
Próbowałam dosięgnąć z pozycji leżącej mój telefon, który leżał ode mnie
w pewnym oddaleniu, jednak za żadne skarby nie mogłam go dosięgnąć. Gdy próbowałam
się do niego przybliżyć dalej leżąc napotkałam kolejną przeszkodę, którą
okazały się ręce Camerona. Po chwili poczułam jak Cameron przyciąga mnie do
siebie i wtula się we mnie jak w pluszowego misia. Dlatego zrezygnowałam z
kolejnej próby dostania się do telefonu, bo wiedziałam że i tak mi się to nie
uda. Postanowiłam, że po leże sobie jeszcze jakieś dwie godziny, a potem wstanę
i pójdę do dziewczyn. Plan był dobry, jednak wykonanie nie za bardzo bo po
jakichś piętnastu minutach znów zasnęłam.
&
Tym razem to
zostałam gwałtownie wybudzona ze snu. Dlaczego? A no dlatego, że Julka i Nash
postanowili nas obudzić. Mniej więcej tak, że otworzyli nasz namiot i zaczęli
się drzeć, używając przy okazji gwizdka. Naprawdę nienawidzę jak ktoś mnie tak
budzi, co innego jak ja kogoś tak budzę, ale jak mnie? To już jest po prostu
nie wybaczalne. Gdy Nash używał gwizdka, a Julka krzyczała, żeby wstawać, ja
próbowałam się schować tak, żeby najlepiej tego nie słyszeć. Wbiłam się w
klatkę piersiową Camerona przykrywając przy tym poduszką swoje ucho, żeby
przynajmniej odrobinkę mniej słyszeć.
- Co do
cholery? – usłyszałam zachrypnięty głos Camerona, cholernie pociągający głos.
- Oj, nic mój
drogi przyjacielu, my po prostu przyszliśmy was obudzić – odparł Nash głosem
jakby to było najoczywistsze na świecie.
- Och,
doprawdy? – zakpił Cameron. – A nie mogliście zrobić tego trochę delikatniej? –
Cameron wychylił się z nade mnie, aby obdarzyć Camerona srogim spojrzeniem.
- Przepraszam
mój drogi przyjacielu, ale dobrze wiem, że delikatne budzenie na ciebie nie
działa i żeby cię obudzić trzeba posunąć się do bardziej ostrych środków –
kontynuował Nash.
- Pierdolisz
– powiedział od niechcenia Cameron.
- Dobra
wstawajcie, bo za piętnaście minut śniadanie – powiedziała Julka. Po tym gdy to
powiedziała razem z Nash’em wycofała się, po czym zamknęła nasz namiot i
usłyszałam tylko jak oddalają się od nas.
Leżałam dalej wtulona w tors Camerona, jednak już nie
miałam poduszki, którą wcześniej przykrywałam swoją twarz, aby nie słyszeć ich
„delikatnego” budzenia.
- Wyspała się
moja księżniczka? – po chwili usłyszałam głos Camerona przy uchu. Dalej miał go
zachrypnięty, co bardzo mi się podobało i można to było zauważyć po gęsiej
skórce na moim ciele, którą on wywołał.
- Nie jestem
księżniczką – burknęłam – a co do spania, trochę twardo, ale przynajmniej
dobrze się sprawdzasz jako poduszka. – W odpowiedzi dostałam jego melodyjny
śmiech.
- Polecam się
na przyszłość – mówiąc to zaczął się podnosić, co nie za bardzo mi się
podobało, a można to było wyczuć po moim pomruku sprzeciwu, na co on cicho
zachichotał i pocałował mnie w czubek głowy. – No a teraz pora wstawać.
- Niee
- Tak, dalej,
bo się spóźnimy na śniadanie, a tego
raczej nie chcemy, prawda? – spojrzał na mnie znacząco. Tak, on bardzo dobrze
wie, że lubię jeść, ale jeszcze nie wiem skąd, ale się dowiem, chyba.
Podniosłam
się nie zadowolona, ze swojego miejsca. Założyłam na siebie czarną bluzę, którą
miałam akurat pod ręką. A, że okazała się to być bluza Camerona to już co
innego. Wytoczyłam się z tego namiotu i stanęłam koło Camerona,
który najwidoczniej czekał na mnie.
- Słodko
wyglądasz w mojej bluzie – usłyszałam po chwili. Nie powiem, ale zawstydziłam
się trochę, co można było to zauważyć po moich rumieńcach.
- Zamknij się
– odparłam.
- I.. słodko
się rumienisz – usłyszałam tuż przy uchu.
- Zamknij się
– powtórzyłam i stanęłam z nim twarzą w twarz. On przybliżył się do mnie tak,
że nie było po między nami już wolnej przestrzeni.
- A dlaczego
bym miał? – spytał z cwanym uśmieszkiem
na twarzy i nachylił się do mnie po czym wpił się w moje usta. Nasz pocałunek
nie trwał długą jednak całował mnie z
taką zachłannością, że aż miękły mi kolana. Musiałam przytrzymać się jego rąk,
którymi złapał mnie za policzki. Po chwili oderwał się ode mnie i spojrzał mi w
oczy po czym się uśmiechnął.
- No moja
droga, chyba czas pójść w końcu na śniadanie, nie uważasz? – spojrzał na mnie,
a ja mogłam zauważyć jak jego oczy się śmieją, to był piękny widok.
- Może i
uważam – spojrzałam na niego z uśmiechem. Staliśmy tak przez parę minut i
wpatrywaliśmy się w swoje oczy. – Dobra, chodź już, bo jeszcze zaczną myśleć
Bóg wie co – powiedziałam ze śmiechem.
- No to co? –
spytał – niech myślą i zazdroszczą w końcu jesteśmy parą.
- Na dwa
miesiące – odparłam. A on jakby automatycznie ze smutniał.
- Tak masz,
rację, przepraszam. Myślę, że powinniśmy już iść – powiedział, po czym złapał
mnie za rękę i zaczął ciągnąć w kierunku naszych przyjaciół.
- Cameron? –
spytałam niepewnie.
- Hm? –
odparł tylko.
- Wszystko
okej? – spytałam, a on zatrzymał się naglę i odwrócił w moją stronę. Spojrzał
na mnie uważnie, po czym po chwili zastanowienia odparł.
- W jak
najlepszym.
- Ale na
pewno? – naciskałam dalej.
- Oczywiście.
Nie masz o co się martwić, księżniczko – powiedziawszy to podszedł do mnie i
pocałował mnie w czoło. – A teraz, naprawdę chodźmy już na to śniadanie, bo
robię się głodny. – Ja tylko skinęłam głową na to, że się z nim zgadzam i
poszliśmy w stronę naszych przyjaciół.
Gdy
dochodziliśmy już do miejsca, gdzie siedzieli nasi znajomi. Znaczy dziewczyny
siedziały na kocu z jedzeniem, a chłopacy na leżakach. Nie powiem rozbawił mnie
ten widok, ponieważ dziewczyny zawzięcie coś mówiły do chłopaków. Gdy tylko się
do nich zbliżyliśmy, pierwszy zauważył nas Kuba.
- Och, kogo
to moje oczy widzą? Czyżby nasze zakochane gołębie raczyły nas w końcu
zaszczycić swoją obecnością? – zapytał Kuba. Matt spojrzał na niego dziwnie, po
czym zapytał.
- Stary, o
jakich gołębiach mówisz?
- No jak to o
jakich, o nich – mówiąc to pokazał na mnie i na Camerona palcem.
- Ale, z tego
co widzę to są ludzie, a nie gołębie – odparł ze śmiechem Matt.
- No, ale nie
oto mi chodziło, przecież na zakochane pary mówi się „zakochane gołębie” ,prawda?
– spojrzał na wszystkich, ale jedyne co zobaczył to to jak każdy próbuje
powstrzymać śmiech.
- Nie mówi się
„zakochane gołębie”- odparł po chwili Matt – jeśli już to gołąbki – gdy to
powiedział, nie mogłam już wytrzymać i zaczęłam się śmiać, a w ślad za mną
poszli inni.
&
Mniej więcej
w takiej atmosferze spędziliśmy kolejny tydzień. Dziś jest dzień kiedy Julka,
Emi, Kuba, Paweł i Michał wracają do Polski. Nie wiem czy pamiętacie, ale
Mikołaj zostaje tutaj na jakiś czas, bo znalazł sobie tutaj pracę na wakacje.
Tak, naprawdę to nie chcę, żeby oni dzisiaj lecieli do Polski. A, dlaczego? Nie
wiem, po prostu mam złe przeczucia co do ich dzisiejszego wylotu.
Siedzę w
pokoju i patrzę jak moje dwie przyjaciółki pakują swoje walizki. Łzy miałam w
oczach, gdy to widziałam, znowu ich nie będę miała przy sobie i teraz nie wiem,
kiedy znowu się z nimi zobaczę. Dlaczego życie jest takie trudne?
- Czy wy
naprawdę musicie dzisiaj wracać do Polski? – znowu starałam się je przekonać,
już kolejny raz dzisiaj.
- Avril,
rozmawiałyśmy już o tym. Mamy już zarezerwowane bilety, a zresztą kolejny
samolot mielibyśmy dopiero za trzy dni. A dobrze wiesz, że już wystarczająco
długo siedzimy u ciebie. No i jak dobrze wiesz, pojutrze zaczynam moją pracę. –
Wyjaśniła mi krótko Julka.
- Tak, wiem,
ale nie chcę, abyście dzisiaj jechali – upierałam się przy swoim.
- A
możesz nam wytłumaczyć, dlaczego? –
spytała Emi.
- Nie wiem,
dziewczyny, nie umiem tego wyjaśnić, ale po prostu mam złe przeczucia.
- Oj, Avril
spokojnie. – Julka mówiąc to podeszła do łóżka na którym siedziałam i mnie
przytuliła – obiecuję ci, że nic nam i
chłopakom się nie stanie, prawda Emi? –spytała i spojrzała na wspomnianą
dziewczynę.
-Prawda – Emi
potwierdziła słowa Julki, po czym podeszła do mnie z drugiej strony i mnie
przytuliła.
&
Na lotnisko
jechałam bardzo nie chętnie. W oczach miałam łzy i to przeklęte uczucie, że coś
się stanie. Otuchy tak naprawdę dodawał mi Cameron, który trzymał moja dłoń i
mnie delikatnie po niej smyrał. Nie wiem dlaczego, ale miałam wrażenie, że on
wie co czuję.
Patrzyłam na
odlatujący samolot i w tym momencie nie mogłam już powstrzymać łez, kiedy przypomniałam sobie, jak parę chwil temu, żegnałam się z nimi. Żegnałam się
tak, że nie chciałam ich puścić ze swoich ramion, w pewnym momencie, aż Cameron
musiał mnie od nich odciągać. Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos Camerona,
który usłyszałam tuż przy moim uchu.
- Chodź my
też powinniśmy już iść. – Pokiwałam tylko głową nie mając siły na nic więcej.
&
Byłam akurat
w kuchni i robiłam sobie herbatę, kiedy akurat zaczęły się wieczorne
wiadomości, które zawsze oglądałam. Jaką że z kuchni miałam świetną widoczność
na telewizor w pokoju nie poprzestałam swoich czynności . Aż, w pewnym momencie
nie stanęłam w miejscu i nie poczułam jak mój żołądek robi fikołka, serce na
moment zamiera, a wszystkie inne organy umierają.
„Samolot z Kalifornii do Polski, który
wyleciał dzisiaj o 15 z lotniska XXX
miał katastrofę lotniczą, z tego co nam w tej chwili wiadomo, nie przeżyła
żadna osoba. Prokuratura wraz z Policją, będą się starali wyjaśnić przyczynę
katastrofy. Więcej informacji w najbliższym czasie”.
Kubek który
trzymałam w dłoni wypadł mi i rozbił się na kawałki, a ja sama upadłam na
kolana nie rozumiejąc za bardzo tego co pani w telewizji przed chwilą
powiedziała. Kurwa, dlaczego? Jak to jest możliwe?
Zadawałam sobie w kółko te pytania.
________________________________________________________________________________
~~~ Zaczyna się drama....~~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz