~~ Rozdział nie sprawdzony.
Miłego czytania ~~
_______________________________________________________________________
Od chwili kiedy dowiedziałam się, że moi przyjaciele nie
żyją minęło może z dwa – trzy dni. Nie wiem, przestałam liczyć, kiedy zaszyłam
się w swoim pokoju. Cały czas trzymam w dłoni telefon i próbuje dodzwonić się
do Julki, Emi, Kuby, i tak właściwie to do każdego z nich próbuje się
dodzwonić, licząc że za którymś razem odbiorą. Tym razem próbuje się kolejny
raz dodzwonić do Pawła jednak kolejny raz zgłasza się ta sama pani, która
cierpliwie próbuje mi wytłumaczyć, że telefon jest albo poza zasięgiem, albo
został wyłączony. Naprawdę chciałabym w to wierzyć, że wyłączyli oni te
telefony, że się na mnie za coś obrazili… Wszyscy wokoło mnie próbują mnie
przekonać, że muszę się pogodzić z ich śmiercią, że tak widocznie musiało być.
Gówno prawda! Wcale tak nie musiało być! Gdybym tylko ich przekonała wcześniej
na to, aby przełożyli ten cholerny lot, na późniejszą godzinę, teraz
prawdopodobnie byli by w domu, a nie w kostnicy. Nigdy się z tym nie pogodzę,
bo to moja wina że oni…oni…
Wstałam ze swojego łóżka i poszłam do łazienki, która
znajdowała się w moim pokoju z czego teraz naprawdę dziękowałam, ponieważ nie
chciałabym natrafić na zmartwiony wzrok moich rodziców, którzy pomimo tego, że
od czasu kiedy stało się to co się stało, przebywają w domu, dalej siedzą nad
papierami. Właściwie to mam wrażenie, że przypominają sobie o mnie tylko wtedy,
kiedy usłyszą że drzwi od mojego pokoju się otwierają.
Weszłam do łazienki i wyciągnęłam z pod zlewu kosmetyczkę, w
której znajdowały się przedmioty z których nie korzystałam zbyt często. Jednak
od pewnego czasu to się zmieniło, ponieważ korzystałam z jednego przedmiotu,
dość często w ciągu tych kilku dni.
Wyciągnęłam z kosmetyczki małą, ale jakże ostrą żyletkę.
Podeszłam razem z nią do wanny i usiadłam obok. Przyjrzałam się jej bardzo
dokładnie, mogłam jeszcze zauważyć zaschniętą na niej krew, którą najwidoczniej
nie zmyłam ostatnim razem. Przyglądałam się jej jeszcze przez jakiś czas po
czym, podwinęłam lekko moje spodenki i zrobiłam jedną, ale jakże długą kreskę.
Nie robiłam tego na rękach, ponieważ było zbyt wielkie ryzyko że moi rodzice by
to zauważyli, chociaż śmiem twierdzić, że nawet jakbym zniknęła na parę dni z
domu to nawet by tego nie zauważyli. Patrzyłam jak krew pomału zaczyna się
sączyć z rany. Nie robiłam głębokich ran. Dlaczego? Sama nie potrafię tego
wytłumaczyć, jednak śmiem twierdzić, że nie długo się to zmieni.
~~ POV CAMERON ~~
- Cholera jasna! – krzyknąłem na cały pokój, gdy kolejny raz
próbowałem się do niej dodzwonić. Nie miałem z nią kontaktu już od trzech dni,
czyli od momentu kiedy wszyscy dowiedzieliśmy się o wypadku. Nie widziałem jej
od momentu kiedy wszyscy żegnaliśmy się z jej, a właściwie to mogę ich nazwać i
swoimi przyjaciółmi. Tylko, że nie wiedzieliśmy wtedy że żegnamy się z nimi
ostatni raz.
Z tego co mi wiadomo od Mikołaja, pogrzeb ma odbyć się
prawdopodobnie w następnym tygodniu w Polsce.
Naprawdę nie wiem, czy Avril na niego pojedzie. Czy ja powinienem na
niego pojechać? W końcu byli moim przyjaciółmi, co prawda krótko się znaliśmy,
ale jednak.
Moja komórka zaczęła dzwonić, wziąłem ją do ręki z nadzieją
że dzwoni Avril, niestety to nie była ona.
- Halo?- spytałem
niemrawym głosem od razu po odebraniu.
- Cześć Cameron –
przywitał się ze mną Harry takim samym głosem jakim ja go powitałem. – Dzwonię
by się dowiedzieć, czy masz z moją siostrą jakikolwiek kontakt – powiedział, a
ja, aż mogłem wyczuć nadzieje w jego głosie. Westchnąłem tylko.
- Miałem do ciebie
dzwonić z tą samą sprawą – jedyne co usłyszałem po przeciwnej stronie to cisza
Harry nic nie odpowiedział, jakby miał nadzieję, że zaraz mu powiem, że
żartuje, że jego siostra siedzi koło mnie i ma się dobrze. Niestety nie taka
była prawda. – Nie mam z nią kontaktu od trzech dni – dodałem po chwili.
- Miałem nadzieję, że
chociaż do ciebie się odezwie z tego co mi wiadomo od rodziców, Avril, nie
wyszła z pokoju od trzech dni, co mnie naprawdę cholernie martwi – powiedział
Harry, a ja aż słyszałem jak jego głos się łamie z bezradności.
- Przylatujesz tu,
czy…
- Tak, tak.
Przylatuje. Będę jutro, albo najpóźniej za dwa dni, niestety nie ma
wcześniejszych lotów, albo jak już są to wszystkie bilety zostały już
wykupione.
- Rozumiem.
- Cameron – usłyszałem
po chwili ciszy.
- Tak? – spytałem.
- Czy mogę mieć do
ciebie prośbę?
- Oczywiście, że tak –
odparłem po chwili.
- Proszę zaopiekuj się
moją siostrą do czasu, aż nie przyjadę. Dobrze? – nie musiał mnie o to prosić,
zrobił bym to nawet gdyby o tym nie wspomniał. Dlaczego? Ponieważ cholernie
mocno zależy mi na Avril.
- Dzięki – usłyszałem jeszcze
za nim Harry się rozłączył.
Leżałem na łóżku a przy uchu trzymałem telefon. Kolejny raz
próbowałem dodzwonić się do Avril, jednak każdy raz kończył się tak samo.
Rzuciłem telefonem zdenerwowany z tego powodu, że ona nie odbiera, oraz z tego,
że jestem bezsilny. Telefon odbił się od fotela, który stał po przeciwnej
stronie po czym spadł na ziemie. Chwilę po tym zdarzeniu usłyszałem jak ktoś
delikatnie puka do moich drzwi. Od niechcenia powiedziałem „proszę”, nawet nie
patrząc na osobę, która weszła do mojego pokoju. Uchyliłem lekko jedno oko, aby zobaczyć co za
intruz tutaj wszedł, tym intruzem okazała się Taylor, która po chwili usiadła
na moim łóżku obok mnie. Siedzieliśmy tak w ciszy, aż w końcu zdecydowałem się
odezwać.
- Przyszłaś w jakimś określonym celu, czy coś? Bo wiesz,
jeżeli przyszłaś mnie tylko po wkurzać, to…
- Jak się czujesz? – przerwała mi, zadając to pytanie.
- Nie sądzisz, że to nie mnie powinnaś o to pytać? –
odparłem pytaniem na pytanie.
- Sądzę, że ciebie również powinnam o to spytać, biorąc pod
uwagę, że prawie w ogóle stąd nie wychodzisz. – Odpowiedziała patrząc na mnie
rzeczowo.
- Taylor, proszę cię
- Nie, nie proszę cię tylko masz mi odpowiedzieć, nie
rozumiesz że się o ciebie martwię?
- A ty nie możesz zrozumieć , że ja się martwię o nią? –
Krzyknąłem, nie wytrzymałem. – Tak trudno to pojąć? – dodałem ciszej, a z moich
oczu poleciały łzy. Nie mam pojęcia dlaczego, ale gdy tylko powiedziałem te
słowa do głowy przyszły mi straszne scenariusze, a co jeżeli Avril zrobiła sobie
krzywdę i dlatego teraz nie odbiera? Odtrąciłem te myśli od siebie, powtarzając
debilu, ona na pewno nic sobie nie zrobiła, na
pewno potrzebuje po prostu paru dni, aby przyjęła tą straszną wiadomość do
świadomości. Spojrzałem na Taylor
która bacznie mi się przyglądała. Skanowała całą moją twarz, widziała każdą
łzę, którą starałem się zetrzeć z twarzy tak, aby nie widziała.
- Cameron, odpowiesz mi na jedno pytanie, ale tak szczerze?
– spytała po chwili ciszy. Spojrzałem na nią badawczo po czym kiwnąłem lekko
głową na tak, po chwili jednak dodałem na głos „tak”, ponieważ ruch mojej głowy
był tak minimalny, że aż bałem się, że Taylor może tego nie zauważyć.
- Dobrze, a więc – przerwała na moment jakby szukając
odpowiednich słów, po czym spojrzała na mnie uważnie, kolejny raz już tego
popołudnia – czy ty ją kochasz? – spytała patrząc mi prosto w oczy. Naprawdę
nie spodziewałem się takiego pytania, Taylor nigdy nie spytała mnie o taką
rzecz. Zresztą co się dziwić, swoim poprzednim dziewczynom nigdy nie powiedziałem
„Kocham Cię”, zawsze im powtarzałem, że jak będę na 100 procent pewny swoich uczuć to im to
powiem. Myślę, że z tego powodu ze mną zawsze zrywały, dlatego, że nigdy żadnej
nie powiedziałem „Kocham Cię”. A więc, czy kocham Avril? To na pewno nie jest
łatwe pytanie, jednak biorąc pod uwagę to co ta dziewczyna ze mną robi. To jak
się o nią martwię, jak się cieszę gdy ona jest zadowolona, gdy wywołuje uśmiech
na mojej twarzy. Albo nawet to jak czuje się zestresowany w jej towarzystwie?
Czy to jest miłość? Czy na podstawię tego mogę stwierdzić, że ją kocham?
Spojrzałem zapłakanym wzrokiem na Taylor, nie wiedząc co powiedzieć, jednak
widziałem że Taylor zna odpowiedź. Jakakolwiek by nie była ona ją znała, a ja
nie. Podniosła się z łóżka i stanęła nade mną.
- Powinieneś do niej iść, ona teraz cię potrzebuje –
powiedziawszy to nachyliła się nade mną i mocno mnie przytuliła. To jest to
czego potrzebowałem.
Stoję przed drzwiami
frontowymi od domu Avril. Czuje nie pokój ponieważ nie wiem co mnie może tam
spotkać, a ni w jakim stanie zastanę Avril, o ile w ogóle mnie wpuści do
siebie.
Zapukałem do drzwi, po chwili stanął w nich ojciec Avril z
zmartwioną miną.
- Dzień Dobry czy zastałem Avril – spytałem, nie za bardzo
wiedząc co mam powiedzieć. Jej ojciec popatrzył na mnie, po czym pokiwał lekko
głową.
- Tak jest, ale wątpię, żeby chciała się z kimkolwiek
widzieć – odparł a ja widziałem jak go to wszystko boli.
- Proszę dać mi spróbować z nią porozmawiać, proszę - prosiłem, mogłem nawet błagać na kolanach,
jednak musiałem sprawdzić jak ona się czuje. Nie mogłem tak po prostu odejść.
Jej ojciec przyjrzał mi się dokładnie. Wiedziałem, że w tym momencie rozważa wszystkie
za i przeciw. Po krótkiej chwili westchnął po czym otworzył szerzej drzwi,
pokazując ręką abym wszedł.
- Wejdź – zrobiłem krok i po chwili znalazłem się w
przedpokoju. – Jest u siebie w pokoju – powiedział jej ojciec, a ja pokiwałem
głową na znak, że zrozumiałem. Jej ojciec odsunął się tak, żebym mógł przejść,
a ja już po chwili stałem przed drzwiami, które prowadziły do pokoju Avril.
Stałem przed drzwiami do pokoju Avril i znowu ogarnął mnie niepokój.
A
co jeśli ona sobie coś zrobiła? Albo nie będzie chciała mnie widzieć?
Szybko jednak odgoniłem od siebie te wszystkie myśli, przecież to jest silna
dziewczyna, nic by sobie nie zrobiła. Czasami osoby, które wydają się nam
najsilniejsze okazują się najsłabszymi. Pokręciłem głową odganiając od
siebie szybko te myśli i zapukałem. Odpowiedziała mi cisza.
- Avril, proszę otwórz – powiedziałem cicho, jednak
wiedziałem, że ona mnie usłyszała. Jednak gdy nikt mi nie odpowiedział dodałem
głośniej – Avril otwórz, proszę.
- Odejdź – usłyszałem cichutko, jednak wszystko wskazywało na to, że musiała
siedzieć pod drzwiami. Sam usiadłem pod drzwiami i zacząłem mówić.
- Avril, nie odejdę stąd dopóki nie upewnię się że z tobą
jest wszystko w porządku
- Och pewnie, ze mną wszystko w porządku. No przecież ja
codziennie tracę przyjaciół, no i w
sumie czym tu się obwiniać przecież to nie ja ich namawiałam żeby do mnie przyjechali – powiedziała a ja, aż
czułem ten sarkazm.
- Avril..
- Nie Cameron, odejdź. Nie rozumiesz, że nie chcę się z
nikim widzieć – usłyszałem jak zaczęła płakać.
- Ale…
- Odejdź – powtórzyła – teraz – dodała już ciszej.
Siedziałem jeszcze chwilę pod jej drzwiami po czym podniosłem się i spojrzałem
na jej drzwi.
- Zadzwonię do ciebie później – powiedziałem po czym jeszcze
chwilę poczekałem mając nadzieje, że mi odpowie. Jednak nie doczekałem się
żadnej odpowiedzi z jej strony. Gdy wychodziłem z jej domu, jedyne co utknęło
tak cholernie mocno w mojej pamięci to zmartwiony wzrok rodziców Avril. Nigdy
tego nie zapomnę.
________________________________________________________________________
~~ Tak jak wspominałam, zaczyna się drama ~~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz